Poległam, czyli obiecanki-cacanki i bakłażan...

Pogoda ostatnio przepiękna, prawda? A ja leżę martwym bykiem pod kołdrą. Kicham, kaszlę i mam dosyć :( Najpierw miałam problemy z bloggerem -  nie mogłam prawie nigdzie dodać komentarza, tylko "Error, Service unavailable".  Potem sobie zrobiłam coś w oko i zero korzystania z komputera. A od kilku dni jakieś paskudztwo mi się przyplątało :( Wrrrrrrrrrrrrr...I dlatego tez na blogu taka cisza i odwiedzić Was nie mam jak - ledwo na oczy patrzę :( Teraz postanowiłam tylko coś niecoś skrobnąć, bo niestety - chciał, nie chciał - muszę posiedzieć chwilę przy komputerze, to niech mam przynajmniej ciut przyjemności z tego :) I znów na parę dni zniknę, ale cóż poradzę, mam nadzieję, ze całkiem o mnie nie zapomnicie... i obiecane tutoriale też chwilowo muszą poczekać - siła wyższa :(

Jedno dobrze, że zdążyłam różności pysznych nakupić zanim mnie złożyło i przynajmniej smacznie choruję...a w dodatku przepisy miałam wklepane już wcześniej, więc mogę niektóre z tych smakowitości pokazać :) Chociaż ze zdjęć niezadowolona jestem bardzo, ale... w stanie chorobowym lepszych nie dam rady na pewno.


Makaron z kurkami

Obok jajecznicy z tym samym dodatkiem to oczywiście klasyka o tej porze roku :) Przepadam po prostu za kurkami! Przepis tu chyba w zasadzie nie jest potrzebny? Ale może tak w ogólnych zarysach:
  • 1 cebula - drobno pokrojona
  • kurki - duże pokrojone, mniejsze w całości
  • świeży tymianek - kilka gałązek
  • odrobina gęstej śmietany - niekoniecznie
  • ulubiony makaron
Ugotować w osolonej wodzie makaron. W tym czasie podsmażyć na maśle na złoto cebulkę, dodać grzyby i dusić chwilę, aż zmiękną, dosolić, dodać listki tymianku. I już można dołożyć grzyby do makaronu i jeść - albo można dodać odrobinę śmietany, chwilę mieszać do połączenia się sosu i dopiero dodać do makaronu. Będzie kaloryczniej, ale... cud-miód-orzeszki :)


Kuskus z warzywami i kurczakiem

Od kuskusu chyba zaczęłam poznawać kuchnię arabską, za którą przepadam... Bardzo lubię kaszkę kuskus, jest smaczna i uniwersalna... i nawet jej gotować nie trzeba - czegóż chcieć więcej? Często zatem u mnie gości w różnych sałatkach i innych daniach. Tym razem taka prościutka wariacja.
Świetne danie gdy na gotowanie sił i chęci brak, ale jest ochota na coś pysznego. Przygotowanie trwa dosłownie moment... A gdy mamy np. nieco kurczaka z poprzedniego dnia to już w ogóle :) - chociaż nie jest on niezbędnym składnikiem i można równie dobrze w ogóle go ominąć.
  • kaszka kuskus (ja na dwie osoby biorę ok. 1/3 szklanki z hakiem)
  • pojedyncza pierś z kurczaka
  • 1 większa lub dwie małe cebule
  • 1 papryka
  • 1-2 pomidory
  • 1/2 ogórka
  • nieco świeżej kolendry albo natki pietruszki
1. Pierś z kurczaka pokroić na nieduże kawałki, doprawić solą i ulubionymi ziołami, usmażyć szybko na rozgrzanej patelni na odrobinie oliwy.
2. Zagotować wodę, kaszkę wsypać do miseczki i  zalać ją tak, aby wody było ok. 1 cm nad  powierzchnią kuskusu. Przykryć miseczkę.
3. Pokroić drobno cebulę, zeszklić na odrobinie masła - w tym czasie pokroić na paseczki paprykę i na nieduże kawałki pomidora, dodać paprykę do cebuli, jak tylko odrobinę zmięknie dodać pomidory. Posolić, dodać ulubione zioła; ja jeszcze, jak zawsze gdy dorzucam pomidory albo cebulę - dodaję odrobinkę cukru. Dołożyć kurczaka.
4. Kuskus wzruszyć w miseczce widelcem, lekko osolić. Można dodać do niego nieco oliwy albo masła (dalekie to od kuchni arabskiej, ale ja tak robię, bo lubię ;) ale nie jest to konieczne. Można dorzucić kaszkę na momencik do warzyw na patelni, albo od razu wykładać na talerze, a na to kłaść warzywa i kurczaka. Dodać pokrojonego drobno ogórka, posypać zieleniną i można wcinać :)

I na koniec wspomniany w tytule bakłażan... już chyba pisałam, że warzywo to uwielbiam i jem w ilościach hurtowych :) Dziś w klasycznej włoskiej odsłonie...to tak jak z tym mówieniem całe życie prozą - tyle razy robiłam, a dłuuugo nie wiedziałam, że to włoska klasyka i ma jakąś nazwę :) Dzięki Jamiemu Oliverowi już wiem :) Pomidory i bakłażan to piękne połączenie.


Caponata
  • bakłażan pokrojony w kostkę (nie zbyt drobno)
  • cebula drobno pokrojona
  • ząbek czosnku drobniutko pokrojony
  • garść oliwek
  • ok. łyżki kaparów - za ten dodatek dziękuję Jamiemu, cudnie wzbogacają smak! Ja często ładuję je tam gdzie daję oliwki, to może i sama bym kiedyś na to wpadła, ale teraz już nie muszę kombinować :)
  • niecała puszka pomidorów, albo 2-3 szt świeżych bez skórki - pokrojone w kostkę
  • suszone oregano i bazylia (J. daje samo oregano)
  • oliwa z oliwek
  • drobno posiekana natka pietruszki (J., ja) albo listki świeżego oregano i bazylii (ja)
  • ocet winny
1. Usmażyć na oliwie bakłażana z solą i ziołami aż się zrumienią - trwa to dosłownie chwilę.
2. Dodać cebulę i czosnek, smażyć jeszcze kilka minut.
3. Skropić octem, dodać kapary i oliwki. Gdy ocet odparuje - dodać pomidory i dusić (ok. 15 minut).  Przyprawić solą, pieprzem. Na talerzu skropić oliwą, posypać natką albo ziołami.
Jamie podaje jeszcze posypane uprażonymi migdałami, ja tak jeszcze nie próbowałam, ale na pewno ten dodatek świetnie tu pasuje. Do tego np pieczywko czosnkowe, albo czasem dorzucam tez kurczaczka podsmażonego... albo w ogóle nic, jest pyszne samo w sobie :)

I jeszcze deserek, jedyny jaki wchodzi w grę w takiej sytuacji jakiej ostatnio się znajduję :) Banalne, ale boskie :)

Najprostszy deser z malinami
  • słodka śmietana 30%
  • nieco cukru pudru i cukru waniliowego (lub ekstraktu waniliowego)
  • duża garść malin
  • kilka bezików
Ubić z cukrami śmietanę, pokruszyć nie za drobno beziki i delikatnie wmieszać w śmietanę, Do miseczki włożyć maliny, na wierzch położyć bitą śmietanę, udekorować kilkoma drobinami bezy. Odlecieć w obłoki :)

To tyle mojego szybkiego gotowania na dziś... Znów trochę poobiecuję - mam nadzieję, że jak już się w końcu wygrzebię z tego łóżka i będę mogła cosik skrobnąć - to nie będzie kulinarnie :) Będzie craftowo i wnętrzowo! A teraz zmykam pokichać sobie w kącie :(

Pozdrawiam serdecznie,
ushii

P.S. I nie zapominajcie, że candy nadal trwa!

O korzyściach z nastania jesieni

Wiem, że czy chcę, czy nie, jesień zbliża się coraz szybciej, a lato wydaje się już z wolna tylko wspomnieniem (od wczoraj u mnie włączyli ogrzewanie :) I żal mi tego pięknego i radosnego światła, jesienią zawsze staje się takie ponure... spójrzcie chociażby na jesienno-zimowe zdjęcia na blogu - o ileż piękniejsze są te z lata i wiosny? Tylko dzięki światłu... którego brak w ostatnich dniach uniemożliwia mi zrobienie obiecanych zdjęć :(

Ale wiem też, że i jesień potrafi być piękna, a wiele pyszności dostępnych jest tylko jesienią, gdy mijane stragany pełne owoców i warzyw kuszą i nęcą... Dla mnie to czas wypieków - latem jest często zbyt gorąco, by chciało mi się siedzieć w kuchni, ale teraz? Idealna pora by upiec coś pysznego i rozgrzewającego. Ale koniecznie szybkiego, bo kto ma czas na kilkugodzinne przygotowywanie i wyrastanie ciasta w ciągu tygodnia? Szybka decyzja, szybka realizacja - i mamy coś przepysznego na wieczór :)

Jesienne kruche jabłuszka
Składniki:
  • 2,5 szkl. mąki (390g)
  • 0,5 łyżeczki soli
  • 2 łyżki cukru
  • kostka zimnego masła (250g)
  • 6 łyżek lodowatej wody
  • jajko rozmieszane z odrobina wody + cukier do posypania
nadzienie:
  • 2-3 jabłka (w zależności od wielkości)
  • 2 łyżki wody
  • ok. 1/4 szkl. cukru - w zależności od kwaśności jabłek i upodobań
  • 0,5 łyżeczki cynamonu
  • 1 łyżeczka mąki ziemniaczanej rozpuszczonej w odrobinie zimnej wody
  • nieco soku z cytryny
  • łyżka masła
1. Do mąki dodać sól i cukier, masło posiekać w drobną kostkę i dodać do mąki, szybko połączyć do powstania grudek (nie ugniatać aż masło się rozpuści!), dodać wodę i szybko zagnieść w zwarte ciasto. Podzielić na dwie kule, zawinąć w folię spożywczą, rozpłaszczyć w kształt dysku i schłodzić w lodówce.
2. W tym czasie przygotować nadzienie: jabłka pokroić w niedużą kostkę, wsypać do rondelka, dodać wodę i dusić bez mieszania ok. 10-15 minut. Dodać cukier, cynamon i mąkę ziemniaczaną rozpuszczoną w wodzie, jeszcze chwilkę (minutkę - dwie) podusić, dodać sok z cytryny, ewentualnie dosłodzić (ale to raczej zbędne). Zdjąć z ognia, dodać masło (masa stanie się bardziej jedwabista) i schłodzić. I tu przyda się miotła, wałek lubi inne narzędzie obronne - bo inaczej wyjedzą Wam masę i nie będzie czym nadziewać ciastek!
3. Rozwałkować ciasto na podsypanej mąką stolnicy (są dwie porcje by nie ogrzewać na raz całości), wycinać jabłuszka - można też wycinać zwykłe krążki z braku foremki, albo posłużyć się foremką do pierożków :)
4. Nakładać na ciasto nadzienie (przy takich foremkach jak moje ok 1,5 łyżki), posmarować brzegi jajkiem rozmieszanym z wodą, przykryć drugim kawałkiem ciasta i docisnąć brzegi robiąc ozdobny rant. Jeśli nie używamy takich samych foremek - zrobić 2-3 delikatne nacięcia na wierzchu. Posmarować ciastka jajkiem i posypać cukrem.
5. Piec ciasteczka w 180C ok. 15-20 minut. Odstawić na 10 minut na kratkę do schłodzenia. Ewentualnie posypać jeszcze cukrem pudrem... i już można patrzeć jak znikają w tajemniczy sposób :)

Ciasto błyskawicznie się robi i fenomenalnie wałkuje, a po upieczeniu cudownie listkuje (dlatego ważne jest by masło nie zaczęło się topić)... w połączeniu ze słodkimi jabłkami i posypane cukrem - jest w sam raz, ale samo w sobie nie jest zbyt słodkie i równie dobrze można je wykorzystać do wytrawnego nadzienia - mam podobna foremkę, ale w kształcie dyni i w niej robię właśnie niesłodkie wypieki. Polecam, bo jest pyszne! I ledwo je upiekłam, a już wróciła słoneczna pogoda :)

Pozdrawiam serdecznie,
ushii

PS
Pamiętajcie o candy! Ja co prawda znalazłam datę 26 wrzesień i taką też miałam zamiar wybrać, ale skoro tyle głosów jest za 1 października - to niech tak właśnie zostanie :)
Powodzenia!

"Bo więcej szczęścia jest w dawaniu, aniżeli w braniu"

I dlatego będzie candy :) Powodów mogę szukać wielu - bo mam już 500 obserwatorów (jestem zaszczycona i dziękuję!!!), bo licznik, chociaż zamontowany o wiele później niż założyłam bloga przekroczył już 100 000 (ogromnie mi miło :)... Ale nie, nie szukajmy powodów! Candy bez okazji, bo czy dla sprawienia komuś radości konieczna jest okazja? Mnie najbardziej radują właśnie takie niespodzianki sprawiane mi bez powodu... A raczej z bardzo ważnego powodu - bo ktoś mnie lubi albo kocha, bo o mnie pomyślał, bo chce bym była szczęśliwa :) A nie, bo trzeba - jak to czasem niestety bywa, zwłaszcza w przypadku prezentów gwiazdkowych :/ to szukanie byle czego na siłę, błe, tak nie umiem... No to w takim razie:

CANDY!!!
A cóż Wam chciałam podarować? Jak tylko spotkałam ja w czasie wakacyjnego spaceru - od razu pomyślałam o candy :) A zatem... TE-DĘ:


Dow wygrania malutka klateczka (aniołek i kamyki zostają u mnie :) w bieli i ozdobiona napisem.
U mnie podobne wiszą w oknie (można zobaczyć np tutaj) A co zrobi z nią  zwycięzca candy? Chętnie się dowiem, mam nadzieję, ze mi pokaże :)

A skoro to ptasia klateczka - zabawa trwa do Światowego Dnia Ptaków :) Kto wie kiedy ten dzień wypada?

Pozdrawiam serdecznie i życzę wszystkim chętnym sukcesu w losowaniu!
ushii

Co lubię, co kocham i co mnie uszczęśliwia... a co nie.

Zostałam zaproszona do zabawy blogowej przez JoannęOlalę, Klausika i Jukikę.
W sumie łatwo byłoby powiedzieć co lubię czytając mój blog, wszak tylko o tym tu na ogół piszę :) Ale oczywiście nie wszystko tu ląduje... a i lista 10 rzeczy nie ma szans wyczerpać tematu :) Bo ja to chyba nie cierpię tylko podłości, chamstwa i krzywdy ludzkiej i zwierzęcej. I mięty nie znoszę i tortów, a wszystko inne lubię :) No ale pomyślmy...

Lubię śpiew ptaków o poranku...
Lubię otworzyć rano oczy i spojrzeć na śpiącego jeszcze M., wtulić się i być szczęśliwa, tak po prostu.
Lubię jedzenie - przygotowywanie, delektowanie się nim i poznawanie nowych smaków - najchętniej w towarzystwie :) Każdy posiłek powinien być wyjątkowy :) I wino do tego, koniecznie!
Lubię słuchać - mądrych ludzi, ciekawych opowieści...ciszy, lasu, dobrej muzyki... i tańczyć (choć przy większości mojej muzyki nie bardzo się da :D )
Lubię czytać... nie, błąd - kocham czytać. Literaturę piękną, dobrą fantastykę, poezję...
Lubię leżeć na trawie i przyglądać się chmurkom... a jeszcze bardziej lubię patrzeć w gwiazdy...
Lubię różowe kwiatki i tęczę na tle szarego nieba.
Lubię podróże - te małe i te duże :)
Lubię milion innych rzeczy - konie, scrapowanie, rowery, teatr, szycie, stare drewno, rzucać się śnieżkami, fotografię, łyżwy, otwarte przestrzenie, majsterkowanie... - jak to wszystko upchnąć w jednym zdaniu?
Lubię Was! Za to, że natychacie, przytulacie i dajecie kopa, że czasem bezinteresownie spełniacie moje marzenia... za to, że uchylacie zasłonki i pozwalacie choć wirtualnie zajrzeć takiej ciekawskiej sroce jak ja do swoich domostw :)

...i koniec, zabrakło wolnych miejsc na liście - a mogłabym jeszcze długo, jak chyba każdy dołączający do zabawy :) Nie jest ławo się powstrzymać przed wpisywaniem kolejnych rzeczy, prawda? :)

Niestety nie miałam jeszcze okazji rozejrzeć się po powrocie co u Was słychać i kto jeszcze nie opisał swoich ulubionych - dlatego listę pozwolę sobie dopisać za chwilę... bo muszę pokazać Wam już i natychmiast kto i co sprawiło, ze jestem przeszczęśliwa! Otóż...

Najpierw po powrocie zastałam jedno awizo... Pani na poczcie z zaciekawieniem podawała mi paczuchę, bo pachniało lawendowo, ze hej! Jak tylko nadawcę zobaczyłam to biegiem do domu i...


Zwykle to ja jestem ta od "mówisz i masz" :) A tym razem to mnie jedna z Was postanowiła sprawić przyjemność! Zakochałam się w tym materiale jak tylko go zobaczyłam i całym serduszkiem zapragnęłam podusi takich... i właśnie do mnie przyfrunęły, razem z pięknie pachnącym woreczkiem :) Kochana Mili!!! Podusie są ślicznościowe!!! Jeszcze raz przeogromnie Ci dziękuję za ten cudowny prezent!!! Zakochałam się w nich :)

Zaraz potem objawiło się drugie awizo - chociaż na nie już czekałam to i tak był skok ciśnienia i cwał na pocztę :) Tu zainteresowanie pani okienkowej wzrosło, bo pachniało jeszcze mocniej :) Ale tylko popiszczałam sobie z radości i pobiegłam do domu :P A tam... szczęka mi opadła, dosłownie!


Jak może pamiętacie foremkową maniaczką jestem - uwielbiam piec przeróżne ciasteczka i uwielbiam śliczne foremki. I marzyły mi się formy do speculaas - tradycyjnych korzennych ciasteczek z Holandii, za którymi przepadam po prostu (powiem szczerze ze lubię je o wiele bardziej od naszych pierniczków). A jest wśród nas pewna kochana osóbka, która na co dzień ma te specjały na wyciągnięcie ręki - i obiecała mi pomóc w zdobyciu foremek! I tak tez zrobiła... ale w paczce znalazło się o wiele więcej cudowności, niż się spodziewałam w najśmielszych przypuszczeniach! W pierwszej chwili wystraszyłam się, że nabyła dla mnie inne foremki niż planowałam, a tu się okazało, że postanowiła mi zrobić niespodziankę i dołożyła jeszcze dodatkowo śliczną starą formę! I oryginalne przyprawy do tych ciasteczek! I jeszcze pakę gotowych ciasteczek, coby mnie nie skręciło od zapachu tych przypraw, zanim swoich sama nie upiekę :)) ABily - jesteś boska, dziękuję!!! Są fantastyczne!!!


Dlatego u mnie schyłek lata pachnie lawendowo-cynamonowo... cudnie :) Bardzo przyjemnościowy ten post :) Ale na koniec muszę napisać o tym czego nie lubię... może ktoś się na mnie obrazi, nic na to nie poradzę...

Jeśli kiedykolwiek coś u siebie polecam to dlatego, że cenię dany produkt i sama tego chcę, nie reklamowałabym niczego sama nie uważając tego za naprawdę fajne... I niestety z przykrością patrzę jak wiele bloggerek dało się namówić na akcję promowania nowego katalogu Ikei - szczerze - umniejsza to tą firmę w moich oczach. Dlaczego? Bo agencja reklamowa zajmująca się promocją katalogu bierze za to ciężką kasę, a bloggerki odwalą za nią całą robotę i za darmo prawie. A w dodatku zaśmieca to blogi - gdzie nie wejdę, to zachwyty nad katalogiem... i robi nam się z blogów gazetka reklamowa. Ja wiem, że pewnie dużo osób czuło się wyróżnionych tą propozycją i być może mój tekst je dotknie - ale musiałam to napisać.  To tyle na ten temat, przepraszam, jeśli którejś z Was sprawiłam przykrość i wracam do spraw znacznie przyjemniejszych - w następnym poście już na 100% będzie obiecywane od dawna candy - no ale musiałam się najpierw tymi prezentami i ślicznościami pochwalić :)

Pozdrawiam serdecznie,
ushii

P.S.
Obawiam się tylko, ze jeśli taka pogoda się utrzyma to zawieszę chwilowo blogowanie - bo mój i tak złomowaty aparat po ostatnich przejściach nie daje sobie w ogóle rady z brakiem światła słonecznego :( Masakra...

P.S. 2
Uzupełniłam linki do dziewczyn, bo poprzednio coś mi się nie wstawiły. Natomiast co do powyższego tekstu - proszę zauważyć, ze pisałam w swoim imieniu do przeróżnych firm składających mi propozycje. A ikea to tylko przykład i żałuję, ze o nim wspomniałam, bo tylko o niej w efekcie piszecie, a nie zjawisku (i problemie) jako takim.

Pozdrawiam!